Strony

czwartek, 27 października 2011

fragment drugi

Bartek, siedział na ławce przed domem w towarzystwie kolegów. Śmiech, rozbrzmiewał po zaniedbanym podwórzu. W oknie na piętrze, siedziała młoda dziewczyna, długie włosy, powiewały swobodnie, podrywane podmuchami letniego wiatru. Krzyczała coś w stronę, pijących piwo mężczyzn.
- Do domu! – wrzasnął Bartek.
-Bujaj się – odpowiedziała. – Ja nie Agata, jej możesz rozkazywać – odgryzła się.
- Co, powiedziałaś? – Bartek wściekły, wstał z miejsca i zwrócił w stronę wejścia do budynku.- Coś ty powiedziała? – powtórzył i zacisnął zęby.
W tym samym czasie zbitą z desek bramkę na podwórzu, otworzyła sześćdziesięcioletnia kobieta o miedzianych, krótkich włosach i wyraźnym makijażu.
- Sąsiadka jak zwykle elegancka – rzucił kolega Bartka nieco sepleniąc.
- A co tu się dzieje? – zapytała kobieta, przeszywając wzrokiem obu mężczyzn. – Już popijacie?
- Zaraz popijacie… – Machnął ręką Bartek. – Gadamy, a że w buzi zaschło, to trza pomoczyć, tak? – powiedział żartobliwie. – A mama, gdzie się szlaja? – zapytał z uśmiechem.
- W mieście byłam, chodź Bartek do domu.
- Zaraz – burknął.
- Chodź, chodź synu – ponagliła i podeszła do syna.
- Powiedziałem zaraz. Powiedziałem, czy nie? – Odsunął się i wyciągnął rękę w kierunku drzwi. – Idzie mama? No, niech mama, idzie. – Dodał spokojniej.
- Masz skończyć to piwo i za pięć minut, widzę cię w domu – stanowczym głosem, odezwała się kobieta i podrzuciwszy w dłoni żółtą jednorazówkę ,ruszyła do domu.
- Jasne – rzucił pogardliwie.
Dziewczyna zamknęła okno, a Bartek ponownie, rozsiadł się na wykoślawionej ławeczce i podniósł do ust do połowy wypełnioną butelkę z piwem.
- To mówisz, że twoja cię pognała? – zagaił niski, przygarbiony współtowarzysz.
- Nie pognała. Nie otworzyła mi drzwi, ale zobaczymy, kilka dni i będzie prosiła, żebym wrócił.
- Myślisz? – zapytał mocno wcięty już kolega, kołysząc się lekko.
- Przecież ona mnie kocha – odpowiedział spokojnie Bartek i pociągnął następnego łyka.
- A jak nie?
- Co nie?
- Jak nie powie ci żebyś wrócił, co wtedy zrobisz? – ciągnął kolega. – Dajmy na to, że tym razem Agata powie, że ma cię w dupie? – zachichotał.
Bartek odstawił butelkę na tyle silnie, że ta przewróciła się na prowizorycznym stole, wylewając z siebie resztkę piwa. Odwrócił się ze złością w stronę kumpla i zawołał:
- O co ci chodzi?!
- Nic – powiedział niski szatyn. – Rozważam tylko taką możliwość, bo w zasadzie to ona może już mieć kogoś na twoje miejsce. – Ostatnie słowa, doprowadziły Bartka do wściekłości, wstał i chwycił kolegę za kaptur starej zniszczonej bluzy.
- Gadaj kurwa, co wiesz! – wrzasnął. – Gadaj!
- Pojebało cię, stary żartuję tylko – odpowiedział pośpiesznie mężczyzna, szarpiąc się. – Puszczaj debilu! Żartowałem tylko.
Bartek, nie zwolnił uścisku. – Bo ci wyjebię, jak mi nie powiesz – zagroził i zaciskając pięść podkurczył rękę, a następnie cofnął ją lekko, zamierzając się na kolegę. – Chcesz? – wrzasnął. – Widziałeś ją z kimś?! Na bank ją widziałeś.
- Nie – mamrotał ledwo, trzymając się na nogach. – Nic nie widziałem.
- Zabiję ją. Kurwa, zabiję! – ryczał na całe podwórze.
Nagle do szarpiących się mężczyzn, podbiegła kobieta i chwyciła Bartka mocno za ramię – Bartek na górę – powiedziała stanowczo i usiłowała, zaciągnąć mężczyznę do domu.
- Zaraz – wyszarpał się i ponownie podszedł do kumpla. – Gadaj!
- Do domu mówię – matka, nie dawała za wygraną ponownie, złapała Bartka za ramię i tym razem znacznie silniej, ciągnęła za sobą.
- Dobra już idę – uspokoił się trochę.
Weszli na wiodące do klatki schody, Bartek odwrócił się, jego kolega, zbierał porozrzucane butelki i również szykował się do domu.
- Zabiję cię kurwo – krzyknął w stronę towarzyszącego mu jeszcze przed chwilą mężczyzny. – Dowiem się, zobaczysz, że się dowiem i jeśli okaże się, że to ty kręcisz się koło mojej żony, ubiję cię jak prosiaka. Słyszysz śmieciu?!
- Cicho już. – Matka, głaskała syna po plecach. – No cicho!
- Co mnie mama, głaska – wzdrygnął się.
- Nie denerwuj się, mama, kupiła ci piwko, spokojnie sobie, wypijesz i zapomnisz o wszystkim – wyrecytowała. – Widzisz synu, ona ci życie zatruła, nawet tu ciągle o niej myślisz, nie jest warta twoich nerwów, ta wielka pani psycholog, ta kłamczucha.
- Niech mnie mama, nie wku…- nie dokończył. – Jeszcze słowo, a idę na wały! – wrzasnął. – Nawet mi nie wspominać o Agacie, słyszała mama? Pytam, czy mama słyszała? – Zawrócił gwałtownie na schodach.
- Wiem synku, wiem, spokojnie, idziemy do domu – odpowiedziała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz