poniedziałek, 24 października 2011

Łańcuszek


Kombinuję, miętosząc się wciąż na łóżku, jak tu wstać. Zwyczajnie bez oporu, postawić na podłodze jedną nogę, potem drugą, myślisz, że to takie proste wyzwanie? Wyjść, byle wyjść z domu. Reszta jakoś się potoczy. Siadam i wcale nie jest czynność, sprawiająca przyjemność. Słyszę go, krząta się po kuchni…mojej kuchni. Idzie, ciężkie stąpanie roznosi się po deskach i powoduje wyraźnie słyszalne skrzypnięcia. Znów mnie zaskoczył, oto na ławie przed moim prywatnym, wygodnym całkiem więzieniem, postawił filiżankę świeżo zaparzonej kawy. Aromat nęci, świdruje nozdrza i wywołuje niekłamane pożądanie, gdyby tylko to nie on ją podał. Patrzę, właściwie nie, wlepiam bezmyślnie wzrok w filiżankę, jeden namalowany kwiat, przywodzi na myśl mnie samą, samotną, wbitą w podłoże. Zerkam na niego, nie widzi mnie, delektuje się własną czarną z mlekiem. Unika kontaktu, czuję to ciepło, gdzieś tam w środku, ile ja bym dała, żeby wstać i tę jego w łaskawości podaną kawkę wylać mu prosto na głowę. Rozbić elegancką filiżankę, podarowaną w komplecie w ramach prezentu ślubnego i trzasnąć go w twarz.
Nie umiem tak grać, rany trzeba być mistrzem świata, żeby coś podobnego udawać. Niech mu będzie, pierwszy łyk i kołatki tuż nad żebrem, powiem – wreszcie powiem, co o nim myślę, spokojnie bez emocji, wyrecytuję to co w nocy układałam w pamięci.
- Jesteś beznadziejny, wiesz? – zapytałam odstawiając filiżankę na miejsce. Oderwał wzrok od telewizora i spojrzał na mnie jak zbity pies. Znam te sztuczki, teraz nastąpi skrucha, tłumaczenie ze wskazaniem na jego niewinność, głupawe uśmieszki i przyrzeczenia. Nie dam się nabrać, nie tym razem…Cholera byle się nie dać wkręcić. „Wytrzymaj”, przekonuję siebie.
- A myślisz, że ja to nie mam dosyć? – Nieoczekiwanie przysiadł się obok. – Czepiasz się tylko ostatnio o wszystko, nakręcasz się i nie zwracasz uwagi na moje uczucia.
- Uczucia? – roześmiałam się, rozbawił mnie tym swoim patetycznym tonem. Uczucia…nie wytrzymam, hrabia ma uczucia.
- O czym mówisz? Obraziłam uczucia, twierdząc, że od tygodnia w lodówce pingwiny w hokeja grają? O jakich uczuciach ty do mnie? O tym, że nawet pies nie chce jeść w kółko tego samego, a dzieci muszą, tatusiu? – Tak ironicznie i szyderczo zajrzałam mu w oczy. Ja mu dopiero udowodnię, że potrafię być tą wredną suką. – To jest dla ciebie powód, by zmieszać kogoś z błotem? Człowieku, uważasz to za argument, by nazwać mnie kurwą? Jesteś żałosny. Jeśli ja jestem kurwą to odpowiedz kim w takim razie jesteś ty? – Z rozmysłem czekałam na odpowiedź. Tak, lepiej mi się zrobiło. Poczułam ulgę i wcale nie z tego powodu, że udało mi się coś wydukać, a dlatego, ze z uśmiechem na ustach, uderzyłam jego własną bronią.
Posępnie spojrzał z pod łba, chyba nie wierzył własnym uszom, bo wcale nie zaskoczyło go to co powiedziałam, a sposób w jaki owo wyznanie, uczyniłam. - Oj przestań - wypaplał na odczepnego i usiłował jeszcze bardziej się zbliżyć. - Bo to wiesz jak jest, zaczęłaś, a ja skończyłem. - Zamachnął się, by zarzucić na moje ramiona rękę, co zaowocowało u mnie gwałtowną reakcję. Wykonałam jakiś dziwny ruch całym ciałem, w efekcie którego ramię mojego męża wylądowało na łóżku. - Nie przesadzaj - obruszył się. - Nigdy nie zrobiłem ci krzywdy - potwierdził własne słowa bezczelnym kiwaniem głowy.
- Nie, ależ skąd nigdy nie zrobiłeś mi krzywdy. Ty miałbyś coś złego komuś zrobić? - zapytałam szyderczo. - Ty? Żart. Przecież to nie ty dałeś mi w mordę, ktoś się tylko do nas dosiadł.
- Ledwie cię dotknąłem.- Obrzucił mnie takim spojrzeniem, jakbym urwała się z choinki.
- A no tak, ledwie... - powtórzyłam jak echo i naraz dotarło do mnie, że całe to gadanie jest pozbawione sensu. Jego efektywność była mniej więcej taka jak nalewanie wody do dziurawego garnka.
Przestałam reagować na cokolwiek, gdzieś docierały do mnie pojedyncze słowa. Złapałam pilota i wcisnęłam przycisk jakby na tu i teraz było to wybawienie, z głośników popłynęła muzyka, a ja dusiłam wciąż malutki klawisz "volume". Siedzący dotąd przy mnie człowiek, zerwał się gwałtownie i momentalnie zniknął z oczu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz