czwartek, 27 października 2011

Bez tytułu, póki co...


Agata wróciła do domu zmęczona bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. W mieście była jedynym psychologiem specjalizującym się w terapii rodzin. Mieszkała w trzypokojowym mieszkaniu wraz z dwójką dzieci i do niedawna drugim mężem. W środowisku pedagogów, terapeutów cieszyła się bardzo dużym poważaniem. Jej wyniki pracy były imponujące. W większości przypadków, udawało jej się wyprostować relacje między zbuntowanymi nastolatkami, a ich rodzicami.
Gdy tylko przekroczyła próg pokoju, usłyszała pukanie do drzwi. Zdziwiła się nieznacznie, było dość późne popołudnie i nikogo, nie spodziewała się gościć.
- Proszę! – krzyknęła z pokoju i leniwie, ruszyła wąskim, długim korytarzem w stronę wejścia.
Drzwi otworzyły się, a w progu ujrzała teściową. Kobieta, obdarzyła Agatę wymuszonym uśmiechem:
- Dzień dobry – kiwnęła głową i nie czekając na reakcję synowej, ruszyła w jej kierunku. Była nieznacznie niższa od Agaty, krótkie włosy zafarbowane na miedziany kolor dość dobrze współgrały z brązową szminką, pokrywającą usta. Sześćdziesięciokilkulatka, dbała o swój wygląd, delikatny makijaż i dobrze dobrany kostium, odejmowały jej kilku lat. – Możesz zrobić mi kawę? – zapytała zaskoczoną synową.
- Oczywiście, przejdźmy do kuchni. – Zaproponowała Agata i ruszyła pierwsza.
- Przyszłam, bo…- zaczęła kobieta, zwracając się do synowej nalewającej wody do czajnika. – Prosił mnie Bartek, bym mu przyniosła pozew rozwodowy, który podobno napisałaś.
- Słucham? – Agata odsunęła się od stołu, na którym przed chwilą, ustawiła filiżankę ze świeżo zaparzoną kawą. Oniemiała, a pod wpływem tego właśnie uczucia, otworzyła bezwiednie twarz i przyglądała się, siedzącej przy jej stole, w jej domu kobiecie. Nie była w stanie przez dłuższy czas, wypowiedzieć nawet jednego słowa. Stała bez ruchu i patrzyła na teściową.
- Czemu tak patrzysz? – zapytała wreszcie kobieta.- Bartek mówił, że miałaś, napisać pozew rozwodowy?
- Wczoraj odszedł, a wy dziś, chcecie ode mnie pozew? – Agata, zmarszczyła czoło i opadła na puste krzesło, stojące tuż przy niej. – Chwila, jeszcze nie napisałam. Może dacie mi trochę czasu? – Podwinęła nogę pod siebie, w tej pozycji zyskała przewagę. Chciała, by pijąca kawę kobieta odczuła swoisty rodzaj zlekceważenia. – Dopiero wróciłam z pracy, jestem zmęczona – ciągnęła dalej, zmieniając temat. – Muszę zrobić dzieciom coś do jedzenia…
- Dawno mówiłam, że wasze małżeństwo nie ma sensu – stwierdziła teściowa, biorąc duży łyk z kolorowej filiżanki. – Rozwiedziecie się i zaczniecie nowe życie. Okłamywałaś tyle lat mojego syna i nadal kłamiesz, przecież on sam nie odszedł, nie wpuściłaś go do domu. – Dokończyła i opuszkami palców, przetarła kąciki ust.
- Owszem nie wpuściłam go, a dlaczego miałam go wpuścić? Całą noc się szlajał, a rano do domu przyszedł? Niby w jakim celu? Hotel sobie znalazł, czy inne przytulisko?
- Nigdzie się, nie szlajał tylko u mnie był – kobieta, podniosła głos. – Dość tego. Oszukujesz go na każdym kroku, ile chłopak może znieść. Powiedziałaś mu, że pobrałaś z banku tylko premię, akurat tak się składa, że ktoś cię widział w tym banku i powiedział nam ile dokładnie kasy, wzięłaś. – Twarz teściowej zaczęła, nabierać purpurowego koloru, a kości policzkowe uwydatniały się pod wpływem ścisku mięśni. Kobietę, opanowała wściekłość.
- No, nie wytrzymam – Agata, zaśmiała się nerwowo. – Ja go oszukuję? Ja!? Ciekawe kto, wyciąga mi pieniądze z portfela i przepija je? A odnośnie pieniędzy, które pobrałam, powiem tylko tyle, to moje pieniądze, czy Bartka? No czyje do cholery?! Nawet, nie muszę nikomu, mówić czy wypłacam, kiedy wypłacam i ile. To moja wypłata, pracuję ciężko na nie, tak?! – krzyczała w kierunku gościa. – Tak czy nie? Bartek chce pieniądze? Nie widzę problemu, niech idzie do pracy.
- Dobrze wiedziałaś, wychodząc za niego, że on nie pracuje.
- O nic z tych rzeczy, to on dobrze wiedział żeniąc się, że nie ma takiej opcji w ogóle, by był na moim utrzymaniu.
- No to, zrób jak ci zawsze mówiłam – odezwała się tym razem już łagodniej teściowa. – Agata, usiądź wieczorem i spokojnie, napisz ten pozew. Jutro przyślę, którąś z dziewczyn po niego i wyślę poleconym. Wy się nie nadawaliście nigdy do siebie.
- A owszem dobrze nam było czasem, ale tylko wtedy, gdy Bartek, trzymał się z dala od was.
- Jak śmiesz! – oburzyła się kobieta. – To jest mój syn, dokąd miał pójść, kiedy ty wyganiałaś go z domu.
- A przyczyna? Widzi mama tylko to, co chce zobaczyć. Z jakiegoś powodu, kazałam mu się wynieść prawda? Sześć długich lat waszych wspólnych krętactw, manipulacji i innych podłości. Niech go mama, zapyta ile przez ten czas, dał pieniędzy na życie, a ile przehulał. Proszę, odpowiedzieć na pytanie, czemu mamy zięć musi pracować i utrzymywać swoją żonę, a syn ma do końca życia, pasożytować na mnie i moich dzieciach?
- Mylisz pojęcia – burknęła nadąsana teściowa. – Bartek obiecał mi, że nigdy już nie odezwie się do ciebie, nie zadzwoni i nie napisze, i zapamiętaj, jeśli ty pierwsza się z nim skontaktujesz, zrobię ci taką awanturę, że zobaczysz…- Kobieta, wstała i skierowała się do wyjścia. Agata wciąż tkwiła na krześle, nie powiedziała już ani jednego słowa.
Kroki na klatce schodowej dawno już ucichły, a ona nadal w tej samej podkulonej pozie, siedziała na krześle. Starała się nie myśleć o tym, co przed momentem usłyszała. Oglądała podłogę, po chwili przenosiła wzrok na ściany, aż wreszcie zatrzymała się na własnych dłoniach. Długie palce zakończone średniej długości paznokciami, przyciągnęły na dłużej uwagę. Płytki, zauważyła to dopiero w tej chwili, płytki dotąd tak zadbane zaczęły, ujawniać podłużne pręgi. Przypomniała sobie, że dokładnie takie same, widziała, jako dorastająca dziewczyna u swojej mamy. To był znak czasu. Jej ciało poddawało się działaniu upływających lat.
- Co robisz mamo? – zapytała Kamila, stając w drzwiach.
- Nic.
- Powiedz mi, czy przypadkiem nie było u ciebie matki Bartka? Spotkałam ją w pobliżu domu. – Kamila, spojrzała podejrzliwie.
- A no była.
- Mamo, daj sobie spokój z tą powaloną rodziną, proszę cię.
- Kamila, nie wyrażaj się w ten sposób – Agata usiłowała, wpłynąć na córkę, by powstrzymała się od komentarzy. – Lepiej będzie, jak uprzątniesz swój pokój, zabić się można. Jutro przyjeżdżają dziadkowie, przywiozą Pawła i nie chciałabym znów się wstydzić przed nimi za swoją leniwą córkę.- Agata puściła oko i uśmiechnęła porozumiewawczo.
- No dzięki mamo, serdeczne dzięki. – Nastolatka oburzyła się na matkę.
- Aj młoda, młoda – westchnęła Agata i natychmiast, wstała z krzesła. – Dziś robisz porządek u siebie, a jutro jak wrócę z pracy, skupiamy się na szafach i zbytecznych ciuchach. Okej? – Oparła rękę o ramię córki i delikatnie, pchnęła ją przed siebie.
- W sumie można – odrzekła Kamila i obie, ruszyły w stronę pokoju. – Mamo… - zawołała Kamila i demonstracyjnie, wstrząsnęła rękami. – Proszę, obiecaj mi, że nie wrócisz do niego. – Podbiegła do stojącej w progu pokoju Agaty i rzuciła się jej w objęcia. – Nie możesz – szeptała matce do ucha. – On cię niszczy. Mamo.
Agata przycisnęła córkę mocno do siebie i zatopiła palce w długich, czarnych włosach, spadających swobodnie na plecy i ramiona. Przeczesywała kosmyki, odgarniając nieposkromione pasma spływające na twarz.
- Nic nie mów córeczko – dłonią, podniosła twarz córki z własnego ramienia i spojrzała Kamili głęboko w oczy, a następnie, podrzuciła głowę, robiąc przy tym tę samą śmieszną minę, jaką zawsze, stroiła do dzieci, kiedy były jeszcze małe. – A teraz do roboty – klepnęła nastolatkę w pośladek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz