niedziela, 16 października 2011

poprawiona wersja

Długi, wąski hol prowadził do gabinetu dyrektora. Po obu stronach korytarza znajdowało się po kilka par drzwi. Każde z nich zaopatrzone w tabliczkę, informującą o przeznaczeniu danego pomieszczenia. Skromne biuro otulone zielenią w każdym rogu, parapet oblepiony roślinami doniczkowymi. Pod ścianą, na podłodze w drewnianym naczyniu przypominającym miniaturową beczkę, stała dostojnie, olbrzymia dracena.
Zza sosnowego biurka, wzrok podniosła kobieta w średnim wieku, o śniadej cerze i dużych ciemnych oczach:
- Szukacie kogoś? Ach to ty Dawid, przyprowadziłeś swoją koleżankę widzę, to dobrze, doskonale. - Kobieta uważnie przyglądała się Natalii.
- Dzień dobry - odezwali się niemal jednocześnie.
-Tak. Dobry, dobry, więc jestem szefową tego ośrodka. Ludmiła Rossa. – Podała dłoń Natalii.
- Natalia Leś.
- Potrzeba mi opiekunki, - kontynuowała dyrektorka. - Mam tu troje dzieci, których mamy pracują, ale w zasadzie tylko jedno z nich wymaga stałego nadzoru. Dwójka pozostałych chodzi do szkoły. Niestety Patryk, bo tak ma na imię ten chłopiec, nie nadaje się do takich masowych siedlisk dla dzieci, w każdym razie jeszcze nie teraz...
- Bardzo lubię dzieci - Natalia weszła w słowo kobiecie.
- Obawiam się, moja droga, że opieka nad tym akurat chłopcem ani do łatwych, ani do miłych zadań należeć nie będzie. Patryk ma sześć lat i jest szczególnie wymagającym dzieckiem. Chłopiec sprawia problemy, nie możesz dopuścić do sytuacji, żeby choć na moment, został sam, bo ucieknie i nie doszukuj się w tym żadnej logiki, ucieka wszędzie i każdemu. Bez powodu, wyraźnej konieczności, zwyczajnie, zrywa się i biegnie przed siebie. Nikt nie wie, dlaczego, ani przed kim, wiadomo natomiast, że jest to odruch, nad którym zapanować nie potrafi.
- Jest chory? - zapytała zaniepokojona.
-Tego właściwie nie wiemy – ciągnęła szefowa ośrodka. - Żaden z lekarzy nie potwierdził jakiejkolwiek znanej choroby u chłopca, wszystkie badania wypadły pomyślnie. Wiadomo tylko, że dziecko odrzuca wszelką formę komunikacji i cofa się w rozwoju, nie znamy natomiast przyczyny tego zjawiska, a więc nie umiemy mu pomóc. Podejrzewano początkowo CZR u małego, jednak testy diagnostyczne wypadły negatywnie.Krótko mówiąc, w życiu tego dziecka zaszło coś, co spowodowało, iż chłopiec przestał mówić, przestał być samodzielny, po prostu zachowuje się jak niemowlak, którego trzeba karmić, przewijać jedyna umiejętność z wieku dziecięcego, jaka mu pozostała, to jak już wspomniałam, umiejętność biegania.
- CZR? – zapytała zdziwiona.
- Całościowe Zaburzenia Rozwojowe. Szczęściem,albo może w tym przypadku nieszczęściem podejrzenia się nie potwierdziły.
- E tam, nie będzie tak źle, jestem pewny, że sobie poradzisz. – Chłopak przyjacielsko poklepał dziewczynę po ramieniu. - Muszę lecieć na zajęcia, ale spokojnie, odbiorę cię około szesnastej, w końcu wiesz, aż tak bardzo nie różnisz się od tego chłopaka. - Dawid zażartował jakby od niechcenia i pożegnał się.
- Bardzo śmieszne, bardzo - odpowiedziała lekko oburzona.
- Mimo wszystko chcesz spróbować? - zapytała dyrektorka.
- Oczywiście.
- Więc chodźmy, zaprowadzę cię.
Długi korytarz skręcał w prawo. Na końcu skrzydła białe drzwi z niewielką szybą w górnej części. Pokój był prawie pusty. Na podłodze leżały plastikowe klocki. Duży dywan pokrywał niemal całą podłogę, a na środku siedział w kucki chłopiec, drobnej budowy, nienaturalnie pochylony do przodu, wyglądał na mniej niż sześć lat. Kobieta włożyła klucz w zamek i przekręciła, Natalia położyła rękę na klamce, nacisnęła i znalazła się po drugiej stronie szyby, przez którą obserwowały chłopca. Stanęła przed nim. Chyba jej nie zauważył, wciąż wpatrując się w podłogę
- Cześć, kolego - przykucnęła obok dziecka. Powoli podnosił głowę, wbijając przy tym dwoje niezwykle przenikliwych oczu w twarz dziewczyny. Poznała go, doskonale zapamiętała twarz dziecka. To był chłopiec ze zdjęcia w gazecie. Odwróciła się i spojrzała w szybę w nadziei, że ktoś tam jeszcze jest, ale nikogo nie było. Chłopiec nie spuszczał wzroku z nowej opiekunki, a jego twarz zmieniała się z sekundy na sekundę. Ponownie kucnęła naprzeciw dziecka i wtedy właśnie z jego nieruchomych ust zaczął wydobywać się kobiecy głos. Dość niska, jak na żeńskie brzmienie tonacja, wyraźnie wydostawała się z buzi dziecka siedzącego przed nią, jednak brak ruchu warg sprawiał wrażenie, jakby chłopiec był brzuchomówcą. Wsłuchiwała się w szept przeplatany z zawodzeniem płaczącego, wreszcie słowa stały się na tyle wyraźne, że mogła cokolwiek z tego zrozumieć:
- ... Nie byłam winna temu, co się zdarzyło, nie chciałam prosić nikogo o litość, choć jego serce już dla mnie nie biło, nie mogłam odejść, więziona wciąż siłą. Nie mogłam zapłakać i krzyczeć nie miło, czekałam na Ciebie, lecz Ciebie nie było. Tej nocy ulewnej jak koszmar przybyli, katując i niszcząc sprawiali, że żyli...-
Usiłowała wstać, by rzucić się do szaleńczej ucieczki, poczuła jednak uścisk małej rączki na przedramieniu, ciągle z głową pochyloną nad podłogą nie otwierając ust, odtwarzał ten sam głos:
- …. Nie odchodź, czekałam tak długo, zostań dziś. Siedziałam w tym brudnym fotelu, a każdy zachód słońca obiecywał mi twe przybycie, czekałam, nikomu nic nie mówiąc w bezgranicznym posłuszeństwie trwałam... - Obserwowała chłopca, lecz ten wciąż był w tej samej pozycji, tylko dłoń oparł na dywanie wodząc przy tym wskazującym palcem ślady łez tworzące mokre plamy na podłożu. Słone krople, jedna za drugą, lądując na kawowej wykładzinie tworzyły podłużną, zwężającą się przy końcu plamę, która do złudzenia przypominała ostrze noża.
- Obiecuję, nie odejdę.
Delikatnie gładziła rękę Patryka. Dziecko powoli wpadało w swego rodzaju trans pod wpływem, którego kołysząc się w przód i w tył usypiał sam siebie. Natalia poczuła rodzące się w niej poczucie odpowiedzialności za zasypiające dziecko. Ciekawość, ale też strach. Spojrzała nawłasne przedramię, delikatne włoski nastroszyły się, a skóra poprzetykana była różowymi kropeczkami.
- Na dziś koniec - oznajmiła pani Ludmiła wchodząc do pokoju. - Mama Patryka już wróciła, więc jesteś wolna.
Natalia po cichutku zbliżyła się do drzwi nie chcąc zbudzić podopiecznego.
- Czy mogę panią o coś zapytać? - zwróciła się do szefowej.
- Naturalnie moje dziecko - odrzekła i obie udały się do biura, w którym tego ranka omawiały szczegóły związane z pracą dziewczyny.
- Czy Patryk miał w ostatnich dniach wypadek samochodowy?
Dyrektorka najwyraźniej spodziewała się zupełnie innego zapytania, szczerze zdziwiona odpowiedziała:
- Nie wiadomo mi nic na ten temat, przez ostatnie siedem miesięcy chłopiec nie opuszczał ośrodka na dłużej niż kilka godzin, skąd takie podejrzenie Natalio?
- Wczoraj przeglądając prasę widziałam Patryka na fotografii, ilustrującej miejsce tragicznego w skutkach wypadku drogowego. Chłopiec stał przy wraku auta z dwoma mężczyznami. Jednego z nich trzymał za rękę. Wyglądali jak ocaleni z katastrofy.
- Niemożliwe, kochanie. Patryk jest półsierotą, jego biologiczny ojciec popełnił samobójstwo zanim chłopiec się urodził, matka powtórnie wyszła za mąż, niestety, nie udało się stworzyć rodziny. To był typowy przemocowiec. Bił tę nieszczęsną kobietę, ale z tego, co wiem chłopcu nigdy nic złego nie zrobił. Na tej fotografii musiało być bardzo podobne dziecko.
- To był on, jestem tego pewna, przyniosę ten dziennik, żeby mogła pani sama zobaczyć. Nie skończyły rozmowy, gdy w drzwiach stanął Dawid:
- Obiecałem, że cię zabiorę, więc jestem.
-Tak się cieszę, że jesteś, chcę żebyś zobaczył Patryka. Myślałeś,że mi odbiło, sam się przekonasz, coś się dzieje i wreszcie mogę to udowodnić.
- No, no - chłopak zalotnie spojrzał na Natalię.
- Nie wygłupiaj się, ten chłopiec to ten sam dzieciak, którego widzieliśmy rano w gazecie. Chodź ze mną i sam zobacz.
Po chwili we trójkę znaleźli się pod drzwiami pokoju, w którym wciąż spał chłopiec, Dawid przyglądał się zza szyby.
- O rany, masz rację to on. Jak to możliwe? - pytał, lecz nikt nie potrafił mu odpowiedzieć. Dawid umiejętnie udawał zdziwionego.
- Co wy mówicie? – Szefowa ośrodka zerkała to na Natalię, to na Dawida. Szczerze zaskoczona ich dyskusją. Nie miała pojęcia, co ich tak zdziwiło, ale bardzo chciała się tego dowiedzieć. – O co chodzi?
- Mówiłam pani, ten sam chłopiec jest na zdjęciu w gazecie, którą dziś oglądaliśmy. To on, nawet ubranie ma identyczne.
- Nie możliwe – wzdrygnęła się pani Ludmiła.
- Racja, to ten dzieciak – przyznał Dawid.
Dyrektorka zasępiła się, tych dwoje mówiło o czymś,co nie mogło się zdarzyć. Pulchną dłonią z zaskakującą dbałością poprawiła półdługą beżową bluzkę i prawie krzyknęła po chwili, jakby nagle doznała olśnienia i poznała odpowiedź na niezadane pytanie.
- Chłopcze, za rogiem jest sklep, skocz po gazetę, ocenimy…nie ma co się gorączkować, zobaczymy.
Kilka minut później Dawid, Natalia i pani Ludmiła przeglądali ten sam numer lokalnego dziennika, który znajdował się u Natalii w domu. Było w nim wszystko, informacja o zamykającym oddziały szpitalu, jednak żadnego fotosu chłopca, nawet najmniejszej wzmianki o wypadku.
- Nie rozumiem – stwierdziła zrezygnowana nastolatka i nerwowo przerzuciła kartki. – Było tu…- wskazała na stronę główną pisma, - dokładnie w tym miejscu.
Dyrektorka wyglądała na zdegustowaną, pokiwała głową z politowaniem.
- Dawid, powiedz coś – zawołała Natalia, zdając sobie sprawę z wrażenia jakie wywarła na szefowej. Mogła przecież stracić dopiero podjętą pracę, a co gorsza zostać uznana za niezrównoważoną i nigdy więcej nie zostać dopuszczoną do dziecka.
- To prawda – oznajmił sucho Dawid. – Tamta gazeta różni się trochę od tej. – Trącił celowo trzymane przez dziewczynę pismo, tylko kur…- zreflektował się w ostatniej chwili – kurde nie mam pojęcia, co to oznacza. Jakiś Harry Potter, czy inne gówno.
Kobieta stała bez ruchu, wlepiała pusty wzrok w szybkę i niby obserwowała Patryka.
- Wiecie co, mam sześćdziesiąt lat na karku i wcale mnie nie bawi wasza opowieść, zastanawiam się nawet, czego chcecie dowieść? Przecież nic głupszego nie mogliście wymyśleć.
- Ale to prawda, nic nie zmysliliśmy, musi nam pani uwierzyć – Natalia usiłowała przekonać szefową, mając świadomość jak niewiarygodna jest jej opowieść.
- Magia?- zapytała ironicznie.
- Jutro z samego rana przyniosę gazetę, tę z mojego domu, sama pani zobaczy.
Pani Ludmiła nie wyglądała na przekonaną, poprawiła okulary i wyraźnie znudzona ruszyła w kierunku swojego biura. – Idźcie już – zawołała z oddali.

Całą drogę powrotną zastanawiali się, jakie może być prawdopodobieństwo, iż Patryk i chłopiec ze zdjęcia to ta sama osoba. Dziennik leżał w tym samym miejscu, gdzie go zostawili. Jednocześnie rzucili się, by obejrzeć tajemniczą fotografię, lecz to, co ujrzeli przeraziło ich jeszcze bardziej. Rozbite doszczętnie auto tuż obok dwóch mężczyzn, różnica polegała na tym, że chłopiec nie trzymał już jednego z nich za rękę, a leżał u ich stóp w poszarpanej koszuli i rozerwanych spodniach. Spoglądali na zmianę, to na siebie, to na fotografię, żadne z nich nie miało pojęcia, co się dzieje. Niemożliwe, aby wszystko działo się naprawdę. Żadnego wytłumaczenia.
- Nie wiem, o co tu kurwa chodzi, ale gazeta jest tworem martwym, a my żyjemy, popraw mnie, jeśli się mylę. – Dawid nerwowo spacerował po pokoju. – Jak, no jak to jest możliwe, że martwy kawałek papieru zmienił swoją zawartość, dupa Natalia, nie ma takiej możliwości, czy my znaleźliśmy się w jakimś laboratorium inżynierii kwantowej? Powiedz coś wreszcie - był wyraźnie zaintrygowany i poruszony jednocześnie. Czekał na reakcję dziewczyny, ale ta ciągle wpatrywała się w zdjęcie.
– Ja też nic z tego nie rozumiem, jedno jest pewne, ten chłopiec na zdjęciu, to Patryk, tylko, dlaczego on leży, rano jak wychodziliśmy, stał przecież i trzymał za rękę tego faceta. - Palcem wskazała na młodszego z mężczyzn.- Rozmawiałam z nim, co ja gadam? Nie, nie rozmawiałam, on mówił do mnie, a ja słuchałam, rany, obłęd jakiś, nawet nie on do mnie mówił – popatrzyła na Dawida jednoznacznie, jakby chciała krzyknąć: „Wiem, co o mnie myślisz! „
- To jakiś kicz. Tak mi się zdaje, jakaś porąbana podróba. Ktoś cię w jajo robi – dodał spokojniej już. – Musisz przestać o tym myśleć.
- Może – skwitowała.
- Natalia, co byś powiedziała na kino? – zapytał weselszy już Dawid.
- E nie, nie lubię takich miejsc.
- No więc wykombinuję jakiś film i wpadnę jutro. A powiesz mi czemu się wyniosłaś z domu?- Ponownie usiłował podjąć temat.
- Tak jakoś samo wyszło – rzuciła na odczepnego.
- Czyli?
- Miałam dość tamtego miejsca.- Odrzuciła grzywkę szybkim ruchem. – Moja matka…ona …
- Nie mów jeśli nie chcesz.
- Miałam dziesięć lat kiedy umarła moja siostra, była chora, a później jakoś samo wszystko poszło.Najpierw odszedł ojciec, matka zaczęła pić, sprowadzać facetów. To nie był dom.
Dawid chyba pierwszy raz naprawdę jej współczuł.
- Musiało być ci ciężko – stwierdził i szturchnął Natalię jakby chciał powiedzieć :”dobra skończmy ten temat”
- Wiecznie było mi ciężko, zawsze byłam jakaś inna. Wiem, wiem, powiesz pewnie, że czubki tak mają,ale ze mną serio było coś nie tak. Jakieś przywidzenia, wiesz nigdy nie umiałam się zaprzyjaźnić z żadną z koleżanek. Do Iwony – mojej siostry – przychodziły dziewczynki z klasy,a mnie wszyscy unikali. Ktoś coś gubił, wtedy wołali mnie na ratunek. Potrafiłam wszystko znaleźć, choć do dziś nie wiem czemu. Jak już niczego ode mnie nie potrzebowali, nie byłam potrzebna, ale komu byłby potrzebny jakiś dziwoląg – zaśmiała się.
- Było minęło, nie masz, co się nad tym zastanawiać. To jak z tym filmem? Masz ochotę na konkretny tytuł?
- Wszystko jedno, tylko pliss żadnych romansów – odpowiedziała.
- Muszę lecieć mała – Dawid poderwał się i całkiem uradowany stwierdził na odchodne. – Skołuję jakąś komedię, trzeba się z czegoś wreszcie pośmiać. – Machnął ręką i zniknął za drzwiami.

Oczekiwanie na następny dzień pracy było nie do zniesienia. Wieczór nienaturalnie trwał dłużej niż zazwyczaj. Przed snem spakowała do maleńkiego plecaka gazetę, na której chłopiec leżał przy rozbitych samochodach. To był dowód, na to,że nie zwariowała. Argument,który dyrektorka ośrodka powinna przyjąć do wiadomości i który spowoduje iż Natalia nadal będzie się zajmować chłopcem. Nie mogła stracić tej pracy.
Usiłowała zamknąć oczy, a gdy tylko to uczyniła przed oczami pojawiały się ruchome obrazy, drzwi i nieznani ludzie próbujący je otworzyć. Nie miała pojęcia kim byli, jednak ich obecność napawała ją strachem. To były zwyczajne drewniane drzwi, pomiędzy deskami prześwitywało coś, co oświetlało drugą stronę, gdzieś zza zamkniętych powiek dostrzegła klamkę, ktośnanią naciskał jednak nie ustępowała. I znowu to drapanie. Otworzyła oczy, przebiegła wzrokiem po pokoju, drzwi po drugiej stronie ściany były zupełnie inne. Naraz dotarło do niej,że od chwili, kiedy się wprowadziła, nie weszła do drugiego pomieszczenia. Nerwowo odwróciła się do okna, Patryk…przekonywała samą siebie do większego zaangażowania w kontaktach z Patrykiem. Najważniejsze, by znowu się nie przestraszyć – myślała.

Pani Ludmiła siedziała w swoim gabinecie, przeglądała dokumenty, odgłos kroków na korytarzu, zmusił ją do oderwania od zajęcia. Ociężale wstała odsuwając krzesło od biurka i skierowała się w stronę korytarza.
- A to ty? – machnęła ręką nawidok Natalii.
- Dzień dobry pani Ludmiło. Mam to – zawołała uradowana dziewczyna.
Kobieta nie podzielała jej radości, wyglądała na bardzo zmęczoną, a wizyta Natalii raczej nie była oczekiwanym zdarzeniem.
- Co masz? – zapytała bez entuzjazmu.
- Gazetę.
Natalia weszła za kobietą do gabinetu i nie zważając na brak zainteresowania szefowej schroniska, położyła na biurku pismo.
- Tu pani Ludmiło,niech pani spojrzy.
Kobieta podniosła głowę ale nie przeniosła wzroku na dziennik, tylko spojrzała wymownie na dziewczynę,jakby chciała powiedzieć „daj mi spokój”, jednak ta uparcie wskazywała palcem na fotos. Dyrektorka mimochodem zerknęła w miejsce wskazywane przez Natalię i zamarła. To był ten sam chłopiec, identycznie ubrany, w tych samych sportowych bucikach.
- To niemożliwe – powiedziała cicho i złapała się za głowę. To jakiś absurd – dodała. – Idź do niego, idź do Patryka – ponagliła niespodziewnie Natalię.
Powoli zbliżała się do sali, w której w dokładnie w takiej samej pozycji jak poprzedniego dnia siedział chłopiec. Nie zareagował, gdy stanęła przy nim. Zachowywał się tak jakby wciąż był sam.
- Jestem, co będziemy dziś robić? - zapytała.
- Robić, robić – powtórzył, patrząc w podłogę.
Usiadła tuż przy nim. Delikatnie, wyciągnęła dłoń usiłując ,dotknąć głowy chłopca. Wycofała się jednak, widząc przerażenie w oczach dziecka.
- Nie zrobię ci krzywdy – powiedziała cicho.
Sześciolatek bez słowa drapał ręką wykładzinę, wywołując nieprzyjemne dla uszu wrażenia akustyczne. Chrobotanie podobne do odgłosów wydawanych przez buszujące szkodniki przyprawiało Natalię o dreszcze. Rozczarowała się, miała nadzieję, że usłyszy ponownie jakąś część, zagadkowej opowieści. Mijały kolejne dni i nic nowego nie wnosiły. Chłopiec nadal nie reagował w żaden sposób na opiekunkę. Zawsze siedział w tym samym miejscu bez słowa, wykonując rytualne, niezrozumiałe i niewidoczne dla nikogo rysunki na dywanie. Do tego celu używał zawsze lewej ręki. Nie miała już nadziei, że cokolwiek nowego się zdarzy. Jak zawsze rankiem wkraczała do sali Patryka. Machinalnie siadała obok niego i automatycznie powtarzała to samo zdanie:
- Co dziś będziemy robić?
Tak jak każdego dnia nie było odpowiedzi, nic tylko cisza.
- Końcem nadziei dotrwałam do jutra, on był już martwy, a noc za krótka. Z księżyca blaskiem miałam przepłynąć, by poznać ciebie, lecz ciebie nie było.
Natalia znieruchomiała, Patryk jak wtedy pierwszego dnia nie poruszał ustami, nie patrzył na nią. Recytował dobrze znanym kobiecym głosem.
Dali, więc rozpacz na drugie śniadanie i pocieszyli, że poznam nieznane. Pytałam o życie, nieśpieszno je żegnać wbili, więc w pęta, zostałam tam jedna. Krzyczałam, nie wiedząc jak wielka ich siła, podeszli mnie skrycie, by skazać na życie.
- Patryk, Patryk! - krzyczała - Co ty mówisz? Kim jesteś? – Trzymała chłopca za ramię, lecz ten wciąż nie podnosił głowy, zupełnie jakby go tam nie było.
Kołysał się lekko w tył i przód dokładnie tak jak pierwszego dnia.
- Patryk, obudź się! - Nieznacznie potrząsnęła chłopcem i wówczas ten, wzrokiem pełnym rozpaczy, wbił się w dziewczynę. Przestraszył ją wyraz błękitnych oczu dziecka. Patrzył nieruchomymi źrenicami, a mogłaby przysiąc, że bezgłośnie błaga o litość.
- Co mam zrobić? Odpowiedz mi.
Wciąż nie odrywał wzroku od opiekunki, niezwykle nieruchomy ponownie wydał z siebie głos:
- Do Ciebie przybędą z tą samą nowiną, okrutną torturą swój niebyt ożywią. Samotna z lękami zasiądziesz w fotelu zaczekasz na miłość zdradzona przez, wielu, gdy tamta nadejdzie ze łzami na twarzy pomyślisz, że żyjesz, a cud się nie zdarzy. Strącona do piekieł przeklętej boleści przez chłód dwojga dłoni już nocy nie prześpisz.
Chłopiec wpadł w swoisty trans i zasnął. Natalia nie mogła uwolnić się od tego wzroku. To ma jakiś głębszy sens, coś chciał jej przekazać, cóż oczywiście nic z tego nie zrozumiała

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz