czwartek, 22 września 2011

Ogłupiony

I nie wiedział, czy to jeszcze jego własna chora wyobraźnia podsuwa obrazy o tak wyrazistym nasyceniu, czy też może ta wijąca się resztką sił kamienista droga była realnym zjawiskiem. Nie, nie mógł przecież się zatrzymać. Uchwycił więc wybijające się ze skał zielone rękawy i podciągając na nich z trudem wspinał się wyżej i wyżej. Stała tam, widział ją skuloną na samym szczycie. - Jeszcze chwila - pomyślał i z coraz większą determinacją szarpał liche gałązki. Podniósł głowę i wtedy uderzyły go promienie przedzierające się przez krzewy porastające skalne półki. Niczym zaostrzone z niezwykłą starannością strzały wwiercały się w wypatrujące tej drobnej istotki oczy.
-Cholera - zawołał do siebie i gwałtownie potrząsnął głową. Przymknął na moment powieki i błogi taniec zawładnął całym ciałem, palce zaczęły zwalniać uścisk a delikatne listki obsypywały się z otwartych dłoni wprost pod stopy. Wszystko, co wokół wydało mu się takie lekkie, filigranowe, nawet osuwisko nabrało dziwnie puchowego wyglądu. - Pofrunę - wyszeptał i spojrzał pod nogi.- Rany!- wrzasnął kiedy jedna ze stóp ześliznęła się z kamienia i nader przytomnie złapał za nienaturalnie wykrzywioną gałąź chylącą się ku niemu.
Wyprostował się i śmiało ruszył w stronę wielkiej jodły pod którą jeśli go wzrok nie mylił schowała się Agata. Z daleka dokładnie widział jej sylwetkę, pokrytą delikatną mgiełką tysiąca złocistych promyków smagających nieśmiało smukłe ciało.
Nie było jej tam. Dreszcz niczym poranna kąpiel w mrowisku przywrócił mu trzeźwość rozbieganych myśli. - Była tu jeszcze przed chwilą - mruknął pod nosem i jakby na potwierdzenie własnych słów przylgnął do ziemi. Miał nadzieję, że choć ściółka nadal tętni jej ciepłem. Szorstkie dłonie smagały zieleń trawy w nadziei jakby na wyczucie najdrobniejszych śladów bytności kobiety. Nic tam nie było. Ale ta pewność, skąd wzięła się w nim ta niezachwiana wiara, że wreszcie ją odnajdzie. Nie ma takiej siły na świecie, która kazałaby zwątpić w cudowne odnalezienie żony.
Usiadł pod drzewem opierając zmęczone plecy o pooraną tysiącami drobnych tuneli korę. Czy one nie czują ran na własnej skórze? - pomyślał odwracając głowę. I ten gliniarz, przecież wyraźnie wczoraj powiedział, że są na tropie tego psychola.
To już dwa miesiące od zaginięcia Agaty. Tak, ona musi czekać na niego, gdzieś wśród tych skał w nieznanej pustelni z pewnością każdej minuty wzywa go na pomoc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz